Przed wyjazdem na górę św. Anny w moim życiu było bardzo wiele bólu. Wszystko zaczęło się właściwie od wakacyjnego wyjazdu do Zembrzyc. Wtedy to pierwszy raz poczułam bożą obecność, jakoś szczególnie zwróciłam uwagę na słowa mówiące o tym, że nawet jeśli wszystko stracę i nie będę mieć już nic, to i tak będę wielbić Pana. I właściwie tak się stało. Po powrocie do domu wszyscy moi znajomi, przyjaciele, wszystkie mi bliskie osoby odwróciły się ode mnie i zostałam zupełnie sama. Czułam że nie jestem potrzebna na tym świecie. Niby zdawałam sobie sprawę, że Bóg mnie kocha i jest że mną cały czas, ale nie potrafiłam zrozumieć czemu moje jest takie puste. Właściwe to obwiniałam Boga za to. Tak pojechałam na górę św. Anny. Pierwszy dzień był dla mnie totalną normalnością. Czułam się sama. Wieczorem wszyscy się śmiali i rozmawiali, a ja leżałam sama na łóżku. Kiedy wszyscy położyli się do łóżek zaczęłam płakać z takiej bezsilności już. Jak zwykle pomodliłam się o pomoc. Następny dzień to była totalna zmiana. Po porannej sesji były rozmowy. W mojej grupie po prostu zapomniałam o wszystkim. Po skończeniu miałam taką energię. Nie potrafię wyjaśnić czemu, ale myślę, że to przez to, że zobaczyłam, że mam osoby, które mnie słuchają i że są ze mną. Byłam przepełniona szczęściem. Dzieliłam się nim z każdym, kogo spotkałam. Dopełnieniem całości było uwielbienie, gdzie zamiast jak zwykle, jak to bywało płaczu, śmiałam się tak szczerze, jak jeszcze nigdy. Na modlitwie wstawienniczej otrzymałam słowa, że jestem potrzebna, że Bóg chce mnie mieć na tym świecie, że ma dla mnie coś wspaniałego. Doświadczyłam tego, że on wysłuchuje moich modlitw i zawsze mi pomaga. Teraz mam więcej odwagi by rozmawiać z ludźmi i poznawać innych. A nawet kiedy czasem wątpię, ponieważ nie zawsze jest pięknie, to wiem i czuje, że Jezus jest ze mną. Teraz wiem, że nigdy nie byłam sama.

Za to wszystko CHWAŁA PANU!
Emilka

adminWeekend Alpha