Świadectwo Ali o Tymku

Moja czwarta ciąża przebiegała prawidłowo, w 36 tygodniu kiedy synek się nie obrócił do porodu, pojechaliśmy na badanie usg. Lekarz przyłożył głowice i zaczął wymieniać wady dziecka, przy badaniu klatki piersiowej powiedział, że dziecko umrze po porodzie, bo jego płuca są niewykształcone ze względu na zbyt krótkie żebra, które z kolei nie urosły z powodu genetycznej choroby kości. Później wymienił szereg innych wad, a NA KONIEC WIZYTY POWIEDZIAŁ, ŻEBYŚMY SIĘ NIE ŁUDZILI I NIE MIELI ŻADNEJ NADZIEI…
Nasz świat się zawalił, płakaliśmy z dziećmi przez 3 godziny, potem napisaliśmy do przyjaciół z Kahala o naszej sytuacji z prośbą o modlitwę i wtedy się zaczęło… .
Ruszyła lawina sms-ów, na cały świat z prośbą o modlitwę za nas i naszego Tymka – bo takie nadaliśmy mu imię. Codziennie dostawaliśmy sms-y zapewniające nas o modlitwie, telefony ze wsparciem oraz obrazy i słowa poznania, że nasz Tymek będzie żył. Postanowiliśmy, że się nie poddamy i szturmowaliśmy niebo i błagaliśmy Boga, żeby ocalił naszego Tymka. Nie do opisania jest to w jaki sposób odczuwaliśmy siłę modlitwy, błogosławieństwo jakie nad Nami było. Modlitwy naszych przyjaciół i ludzi, których nawet nie znaliśmy jak skrzydła unosiły nas do góry i zanosiły wprost do nieba przed Boży tron.
Kiedy pojechałam do szpitala, lekarze potwierdzali diagnozę postawioną przez lekarza z usg, mało tego każdy z nich znajdował nowe wady !!!. W jednym byli zgodni: DZIECKO NIE PRZEŻYJE !!. Piątek był dniem kiedy po raz ostatni usłyszałam jak lekarze uśmiercają nasze dziecko, twierdząc ze płuca nie dają rady. Cesarkę zaplanowano na poniedziałek. Przez ten czas dziewczyny z grupy Lidii codziennie przyjeżdżały do mnie do szpitala (do Bytomia!) i modliły się za mnie i Tymka. Niedzielne czytanie było o uzdrowieniu, przyjęłam również w imieniu Tymka sakrament namaszczenia chorych.
Poniedziałek, godzina ‚zero’, leżę na stole operacyjnym i czekam, aż lekarze zrobią mi cesarkę i wyciągną Tymka. Wszystko miało stać się jasne: Boża obietnica, kontra wiedza i sprzęt lekarzy… Moje tętno w stanie spoczynku to 175 uderzeń na minutę (czyli jak przy bardzo dużym wysiłku fizycznym – to ze strachu o moje dziecko. Co będzie jak się urodzi, tysiące myśli w mojej głowie: czy będzie płakał, czy będzie oddychał, czy będą go reanimować… ???. Wszystko to, co dzieje się w moim brzuchu widzę w lampie operacyjnej, odwracam głowę, żeby tego nie oglądać, zaczynam błagać Boga: „Panie Jezu ratuj moje dziecko!” Tylko tyle jestem w stanie powtarzać, potem modlę się w językach (lekarze chyba myśleli, że ja bełkoczę ? ) Czekam, a każda sekunda trwa wieczność. Czuję jak go wyszarpują i …. SŁYSZĘ JEGO GŁOŚNY PŁACZ! ŻYJE!. ODDYCHA!
Pokazują mi go tylko na sekundę i zabierają na badania… Wypija całą butelkę mleka… Lekarze są w szoku… !!!!!. CUD !!!!. A my poczuliśmy się tak jakby Bóg niebo ściągnął Nam na ziemię i… „była wola Jego jako w niebie tak i na ziemi”

Dziękuję Ci Panie Jezu za to, że jesteś taki dobry! 27.10.2015r.

adminŚwiadectwo Alicji o Tymku